O dalszych losach mojej kontuzjowanej łapki

Witajcie,

Byłem z Asią na długi weekend u jej rodziców i sporo tam odpoczywałem. Teraz więc mam nie tylko energię do pracy, ale też natchnienie do pisania. Informowałem Was o kontuzji mojego szanownego pazurka. Teraz muszę powiedzieć, że jest już na szczęście lepiej. Nic mnie nie boli, a zerwany pazur powoli odrasta. Wszystko zamknęło się w czterech wizytach u weterynarza, przy czym na ostatniej nie założono mi już opatrunku. W sumie to dobrze, przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo opatrunek, to jest coś takiego denerwującego, czego trzeba się jak najszybciej pozbyć.

Przyznam się, że Asia miała szczęście, że chodził z nami do weta Pan Daniel, ten, który nam pomógł pierwszym razem. Przy drugiej wizycie zorientowałem się gdzie idziemy, dopiero, gdy skręciliśmy w podwórko, ale przy trzeciej i czwartej – zaraz po wyjściu z tramwaju i zakręcie w ulicę Żytnią, włączałem „wsteczny bieg” J Niestety, strach był silniejszy nawet od profesjonalizmu, więc Asia ściągała mi szorki i Pan Daniel holował nas aż do samej lecznicy. Za to wychodziłem z taką energią, że o mało co futryna ze ściany nie wyleciała.

Cieszę się, że mam to wszystko już za sobą.

Macham prawie zdrową łapką,

Bryś

Odpowiedz

Komentarz: