W rytmie bluesa pod skalpel

Witam Was serdecznie,

To znowu ja Redzio się odzywam. W ostatnim tygodniu nie pisałem, ponieważ podobnie, jak moja Pani zrobiłem się bardzo przejęty. A było to tak: w środę leżałem na swoim mega wielkim pontonie i drapnąłem się w moją lewą przednią łapę od strony wewnętrznej. Poczułem wtedy, jak mnie zabolało. Zacząłem płakać na cały głos i kiedy Jola mnie zawołała, podstawiłem się jej w ten sposób, żeby zobaczyła, co mi dokucza.

Była to narośl, odstająca od łapki, najprawdopodobniej brodawczak, typowy dla przedstawicieli psiego rodu w moim wieku. Jednak zanim się o tym przekonaliśmy, sporo osób badało mnie, Pierwsza przyjechała tego dnia miła i troskliwa Monika, która ma dobre oko do określania zdrowia oraz kondycji piesków. Wszyscy oglądający mieli na początek zatroskane miny, a potem się uśmiechali, mówiąc: „To wcale nie jest groźne”. Ostatni zbadał mnie uprzejmy łoś, serdecznie zapraszając na szybką operację. Choć jest on bardzo uprzejmy, to już jak każdy leczący mnie wet nadużył mojego zaufania. Stałem więc przed nim ze spuszczoną głową i pokazywałem mu łapę podczas przerwy w koncercie, zwanym Bibą, który odbywał się w Domu Kultury na Saskiej Kępie. Z moją Panią nigdy nie może być normalnie i tradycyjnie. Tak więc zwróciłem na siebie uwagę tym, że zamiast chodzić do lecznicy weterynaryjnej, grzecznie uczestniczę w imprezach kulturalnych, ma się rozumieć – grzecznie, kiedy nie ma Krzyśka, bo na jego widok się nakręcam i z nim już Jola nie prowadzi mnie między ludzi.

Jeszcze wrócę do początków przyjazdu na ul. Brukselską. Do Domu Kultury podprowadziła nas pewna miła Pani, bardzo zdziwiona, że mam komendę „na prawo”, a nie w prawo”, albo coś w tym stylu. Myślała nawet, że Jola ją poprawia, kiedy mówiła kierunki.

Na miejscu pojawiliśmy się przed czasem. Szatniarz chyba próbował nas dopasować do jakichś gości i cicho szeptał z nimi, omawiając tę sprawę. Nie przypuszczał, że nasi zaprzyjaźnieni Łosie nadjadą z drugiej strony miasta, a my na miejscu po prostu pojawiliśmy się sami. Potem zamierzał doprowadzić nas do właściwej Sali, mimo że podziękowaliśmy mu za pomoc. Dlatego najpierw zatrzymaliśmy się, a następnie usiłowaliśmy umknąć przed gorliwym szatniarzem, bo on, choć nic do nas nie mówił, wyglądał, jakby miał ochotę nakierować nas od tyłu na schody, które przecież sam potrafię znaleźć. I wtedy pojawili się gospodarze wieczoru. Dzięki nim przedostaliśmy się do garderoby artystów, przechodząc tam pomiędzy osobami, trenującymi taniec. To były dla mnie swojskie klimaty, ponieważ od dawna towarzyszę Joli w kursie tańca, traktowanym przez nią lekko, choć z sentymentem.

jola na koncercie

Na widownię wchodziłem z garderoby przez scenę, dlatego chyba nie dziwne, że po trosze czułem się gwiazdą wieczoru, choć daję słowo, nie śpiewałem, ani mru, mru, ani chau, chau, zwłaszcza podczas koncertu, gdyż w jego przerwie prezentowałem cały repertuar, wykonywanych przeze mnie komend, w tym dawania głosu. Natomiast w Sali, gdzie słuchaliśmy bluesa oraz ballady, leżałem sobie na wykładzince, która trochę mnie uczulała. A tuż przed koncertem, kiedy Jola z pasją prowadziła telefoniczną konwersację na „pracowe tematy”, pewna Pani przyszła do nas. Podniosłem się na jej widok, ale wtedy Jola na moment oderwała się od komórki i zainterweniowała, obawiając się zaczepiania mnie , a następnie tak skuliła się w fotelu, żeby nas stamtąd nie było widać, bo wcześniej przytulałem się do niej i byliśmy bardziej widoczni.

Podczas wspomnianej już przerwy przykuwałem wzrok przybyszów.

Wszyscy oni widzieli, że choć jestem piękny, to nie wyglądam na młodzieniaszka. Jednak mimo to robię wrażenie kwitnącego. Nawet zbliżyłem się do górnej granicy normy wagowej, a mimo to goście Biby rozpływali się nad moją marną sylwetką, ponieważ jako labrador wyglądam na chudzielca.

· Do bezpośredniego autobusu podwieźli nas przyjaciele Łosia, a sam Łoś poszedł z nami na przystanek i sprawdził godzinę odjazdu autobusu. Kiedy do niego wsiadaliśmy, zapewniał, że nie mamy się co martwić, bo wszystko będzie dobrze.

Jeszcze do końca nie wiem, że będę miał tę operację, ale już czuję, że coś się święci. Trzymajcie mocno za mnie kciuki, bo w najbliższym tygodniu Łoś zrobi mi badania, a potem już szybciutko wskoczę do niego pod skalpel.

Z serdecznymi pozdrowieniami.

Redzio

Odpowiedz

Komentarz: