Autor: Sebastian Grzywacz
Witam.
Tak to bywa w życiu, że czasem spotka nas jakaś niespodzianka.
Sebastian mówi w takich chwilach
– nie łam się, stary, dostaliśmy bonus od życia.
Ja dziękuję za taki bonus.
Ciekawe czy tak samo powiedziałby, gdyby to on miał nogę w gipsie.
Może jednak zacznę od początku.
W czwartek poszliśmy z fundacyjną sforą na spacer.
Byłem ja, Redzio i Bryś, oczywiście poszli też Jola, Asia i Sebek.
Szczerze mówiąc, to nie wiem po co oni za nami tam chodzą, patyków w zębach nie noszą, nie biegają jak szaleni, nie załatwiają się na trawniku.
Idą tylko po to, aby zepsuć nam zabawę: co tylko znajdę jakiś smakołyk, to już wołanie:
– równaj!!!
I jak tu można zapolować na smaczny kąsek?!
Redzio nie chce bawić się z nami, więc Bryś i ja szalejemy razem.
Ostatnio pobiegliśmy na plac zabaw, zawołali nas i kiedy biegłęm, wpadła mi łapa między kamienie.
Taki bezpieczny Warszawski plac zabaw z górą gruzu.
Przybiegłem i jakiś pan powiedział, że łapę w górze trzymam.
Sebastian zmartwił się, w końcu jestem jego futrzastym synusiem i Bardzo mnie kocha.
Wróciliśmy do fundacji. Sebek zadzwonił do Moniki M., aby zobaczyła moją łapkę.
Bardzo lubię Monikę, szkoli psy-przewodniki, a co ważne jest u niej moja siostrzyczka Roxi.
Spotkaliśmy się na stacji metra, Monia przyszła z Fado, to mój kuzyn.
Położyłem się, aby było można obejrzeć moją łapkę i jako że Fado był w szorkach, ludzie myśleli, że Monia też niewidzi.
Powtarzała, ludziom, że nie potrzebuje pomocy, bo ona widzi..
Pojechałem z Sebkiem do domu. Tam Adam, ojciec Sebka, czekał na nas i zawiózł nas do kliniki na prześwietlenie.
Łapa była pościerana i stłuczona, dostałem zastrzyk i zrobiono mi opatrunek.
To było w czwartek, a w niedzielę zapałałem chęcią biegania. Sebastian puścił mnie na podwórku. Ganiałem się z sukami i źle stanąłem.Zznów wizyta w klinice.
Tym razem założyli mi gips i koniec hasania po łące: wyjścia na siusiu oczywiście na smyczy, przechlapane!
Dziś jadę na zmianę gipsu, opuchlizna zeszła i muszę mieć ciaśniejszy.
Chodzę normalnie – nie utykam. Brakuje mi pracy, lubię pracować i wiem, że Sebek też nie jest stworzony do pracy w domu.
Ten wiatr we włosach, adrenalina, przejścia, schody, wskakiwanie do pociągu, tak to jest życie, ubóstwiamy żyć aktywnie i razem pokonywać kilometry: nieważne, że wieje wiatr, nieważne, że pada deszcz, robię to, bo to kocham. Sebastian za każdym razem mówi, że dzięki mnie odzyskał wolność i że dałem mu nowe życie.
Super jest tak czuć się potrzebnym,.
Sebastian odwdzięcza mi się tym samym, teraz kiedy jestem uziemiony, a raczej udomowiony, to on jest cały czas przy mnie, opiekuje się mną, mógł mnie zostawić w domu i iść do pracy, ale nie, on jak prawdziwy tatuś, jest przy mnie cały czas.
Jola, prezes fundacji, ma też psa-przewodnika, dlatego jest wyrozumiała i zgodziła się na pracę Sebka w domu.
Dobrze jest mieć obok siebie ludzi, którzy wykazują dużo empatii.
Wczoraj byłem na chwilę w fundacji, pokazać się, pojechaliśmy samochodem, proszę się nie martwić to nie Sebek prowadził.
Na początek przywitał nas Bryś z Asią, potem Redzio, stęsknili się za mną.
Byli też goście: Paulina i jakaś pani, niestety nie zapamiętałem imienia, a zmyślać nie będę. Wiadomo jakie kobiety są nerwowe, kiedy to facet przekręca ich imię.
Każdy dotykał mojego gipsu, a Jola jak podeszła to tak zaczołem się cieszyć i udawać, że ja taki chory jestem, mało na bok nie wywaliłem się.
Paulina uśmiała się, jaki to ja symulant jestem, cóż, rozgryzła mnie, w końcu zna się na psach i ich zachowaniach.
Przykro mi ze łapa w gipsie.