Przyszła prawdziwa zima. Jest duży mróz. Dzieci się pewnie cieszą, bo lubią zjeżdżać na sankach. Wiem, bo widziałęm wczoraj w parku.
Ja zimy nie lubie, a przynajmniej nie za bardzo. Łapy mi marzną. Wprawdzie Asia smaruje mi je maścią, po którą poleciała specjalnie do apteki. Popatrzcie, jak ona o mnie dba! Ale ja i tak sam sobie te łapy wylizuję. Nie ma to jak samoobsługa smile.
Jeszcze jednym plusem mrozu jest to, że nie ma błota i nie musimy spędzać tyle czasu na wycieraniu mnie.
Najgorsze tylko to, że dostęp do jedzonka „na mieście” utrudniony, bo wszystko zamarza. Jednak o tym piszę bardzo cicho, żeby Asia nie usłyszała, ponieważ nie pozwala mi się żywić poza własną miską.
Oby do wiosny!