Wczoraj Polacy grali drugi mecz. Tym razem przeciwnik był groźniejszy, tzn. Rosja, ale zacznijmy od początku.
Około 16:30 znaleźliśmy się z Asią w Centrum, czyli w Strefie Kibica. Chodź do meczu brakowało jeszcze około trzech godzin, atmosfera była gorąca.
Kibice krzyczeli, trąbili, gwizdali, śpiewali i w ogóle starali się zachowywać najgłośniej, jak to możliwe. Aż świdrowało mi w brylantowych uszach, ale widziałem, że i dla Asi jest to nieprzyjemne. Aż ją skręcało od tych wszystkich hałasów. Czułem, że nadszedł dla mnie czas próby. Muszę Wam powiedzieć, że stanąłem na wysokości zadania i bezpiecznie oraz bezbłędnie doprowadziłem Asię do przystanku tramwajowego na Ochotę. I tu dopiero zaczęły się przysłowiowe schody, choć z podziemia przecież wyszliśmy smile. Asia zupełnie nie mogła się „dokrzyczeć” o numer tramwaju. Już chciała w desperacji wsiadać do pierwszego, jaki podjedzie i przesiadać się później. Na szczęście jednak ktoś ją poinformował o przyjeździe dziewiątki. Wsiedliśmy więc i dojechaliśmy na Ochotę. Tam już było wszystko normalnie.
Mecz jak zwykle Asia oglądała przy wsparciu transmisji radiowej. Nie znam się wprawdzie za bardzo na ludzkim języku, ale mam zaufanie do Asi i wiem, że jeśli ona śmiała się z powiedzonek komentatora, to były naprawdę śmieszne. Zapamiętałem jedno z nich: „Trener Smuda cały czas macha rękami, jakby odganiał dwa motyle”.
W przerwie wyszliśmy na wieczorny spacer. Nie zdążyliśmy wrócić na początek drugiej połowy, ale nic straconego, bo o golu dla naszych poinformował nas krzyk „Jeeeeest” wydobywający się z niemal wszystkich okien.
Mecz zakończył się remisem. Oby ten trzeci, z Czechami był wygrany.
Pozdrawiam Was,
Kibic Brylant
Ja też byłem w takim miejscu, tylko, że w bydgoskiej strefie kibica. Było super.
Ja jeszcze dawałem radę pracować, ale Asi to tam na pewno zbyt fajnie nie było.
Pozdrawiam brylantowo