Po tamtej stronie

Autor: Sebastian Grzywacz

Napisze dziś moi drodzy smutną historie.
Jest to opowieść o podróży na tamtą stronę, tam skąd teoretycznie nie ma już
powrotu.
Tak, tak jest to opowieść o psim raju i powrocie z tego miejsca.
Zacznę od początku.


skan822 Poszedłem pod koniec maja z Sebastianem na spacer do parku, tam zawsze
mam trochę swobody. Wiadomo, otwarta przestrzeń, nie to co na posesji
przy domu.
Jest tam moje ukochane jeziorko, kładka, z której skacze do wody, dużo
czworonożnych kolegów.
Takie nasze ulubione miejsce, mogę biegać, szaleć, polować na latające
insekty robiąc salta w powietrzu, oraz co bardzo ważne, mogę pływać.
Fantastycznie jest tak z rozpędu wskoczyć do wody, potem podbiec do
Sebka i otrzepać się, niech też ochłodzi się chłopak.
Czuję się jak Mustang.
Po wizycie w parku źle się poczułem, nie mogłem załatwić swoich potrzeb
fizjologicznych.
Sebastian zauważył to i zabrał mnie do kliniki.
Zrobili mi badania, wykluczyli choroby odkleszczowe, temperaturę miałem
około  38 stopni, czyli jeszcze była właściwa, my psy mamy nieco wyższą
temperaturę niż ludzie; morfologia lekko odbiegała od normy.
Po zrobieniu USG okazało się, że mam krew w pęcherzu, lekarze postawili
diagnozę: zapalenie pęcherza moczowego.
Dali mi leki przeciwbólowe, przeciwzapalne, kroplówkę i wypisali do domu.
Wieczorem byłem ospały, nie piłem, nie jadłem, leżałem i ciężko oddychałem.
Sebastian zadzwonił do kliniki, powiedzieli, że po lekach jestem
osłabiony.
Tak naprawdę ja umierałem, wykrwawiałem się do wewnątrz.
Całą noc Sebek siedział obok mnie i sprawdzał czy oddycham, merdałem
ogonkiem, kładłem głowę na jego kolanach, chciałem powiedzieć że bardzo mnie
boli, ale jak to zrobić.
Rano nie byłem w stanie podnieść się, dziąsła i język zrobiły się blade,
pojawiły się pierwsze objawy krwotoku wewnętrznego, olbrzymie siniaki.
Sebastian ze swoim ojcem od razu zanieśli mnie do samochodu. Wybrali inną klinikę  w Kajetanach pod warszawą.
Sebastian cały czas do mnie mówił, podszczypywał, płakał, błagał żebym
jeszcze troszkę wytrzymał, a ja nawet nie miałem siły ogonkiem pomachać,
leżałem bezwładnie walcząc o oddech.
Lekarze natychmiast mną się zajęli, miałem temperaturę 35 stopni,
trzustka nie pracowała, pojawiły się krwotoki, nastąpił rozkład
czerwonych krwinek.
Lekarz powiedział Sebkowi, że ja jestem już po tamtej stronie.
Dodał też, że prawdopodobnie nie wrócę.
Sebastian klęczał przy mojej macie i tulił mnie, nic nie mówił tylko tulił.
Dostałem sterydy, przetoczono mi krew, cewnikowano mnie i okryto kocem
grzewczym.
Otrzymałem niezliczoną ilość zastrzyków, kroplówek, leków na krzepliwość
krwi.
Nerki nie funkcjonowały, po przecięciu ucha zamiast czerwonej krwi,
leciał przezroczysty płyn.
Siniaki się powiększyły, były na całym brzuchu i klatce piersiowej,
cukier ponad 400.
Mimo to wszyscy nadal walczyli o moje życie, nie pozwalali mi zostać w
psim raju.
Po około trzech godzinach leciutko pomachałem Sebastianowi ogonkiem i
otworzyłem oczy. Pierwszy raz w życiu widziałem aby Sebek płakał, nie
mógł mówić, tylko przytulił mnie.
Powiedzcie sami jak ja mogłem tego beksę zostawić, był w tej sytuacji
taki nieporadny.
Korciło mnie aby zostać po tamtej stronie, jednak  jak tak popatrzyłem
na niego z góry, pomyślałem,  że mam jeszcze tyle do zrobienia, miłość
do tego człowieka była silniejsza.
Zacząłem nabierać kolorów, dziąsła zaróżowiły się, ustały krwotoki.
Cały czas mnie kłuli, dawali kroplówki, wypłukali mi pęcherz ze
skrzepniętej krwi.
Po pięciu godzinach zwymiotowałem nieprzetrawioną treścią żołądka.
Pierwszy raz i prawdopodobnie ostatni widziałem, aby ludzie cieszyli się
z takiego stanu rzeczy.
Sebastian dziękował mi, że jestem taki silny.
Dziwni są ci ludzie, smród na całą okolice, a oni mi dziękują.
Nawet kiedy leżąc pod kroplówką zsikałem się, byli mi wdzięczni, ja tam
chciałem wstać, jednak nie pozwolili mi.
Wieczorem byłem w stanie sam dojść do kojca, musiałem zostać w szpitalu,
dostałem nawet suszone uszy wieprzowe.
Smutno mi było, ponieważ Sebastian wracał do domu beze mnie,  pocieszał
mnie ale ja widziałem jak mu ciężko, pocałowałem go, wylizałem policzki.
Rano już u mnie był, zabrał mnie na krótki spacerek pod nadzorem lekarza.
Tak się ucieszyłem na jego widok, mało go nie przewróciłem. Wypieścił
mnie, potem zabrał na zabiegi, kroplówki, zastrzyki i tak do wieczora
byliśmy razem.
Lekarze cały czas walczyli aby przywrócić mi krzepliwość krwi, każdy
uraz mógł doprowadzić do wykrwawienia.
Cztery noce spędziłem w szpitalu, miałem towarzystwo innych pacjentów,
jednak leżałem nucąc smutną pieśń o rozstaniu z moim Sebciem.
Po czterech dniach mogłem wrócić do domu, ile było radości. Lekarz
pierwszy raz powiedział, że prawdopodobnie wyzdrowieję.
Wyniki krwi są już w normie, wszystkie narządy pracują, mam tylko
problemy ze skórą, to reakcja na transfuzję krwi, mówię Wam, jak to mnie
koszmarnie swędzi, ale Sebastian smaruje mi te rany jakimiś maściami i
psika na nie sprayem, nie lubię tego, ale faktycznie, po tych zabiegach
jakby swędzi trochę mniej.
Powoli dochodzę do siebie, zaczęliśmy pracować, nie mogę nadal się
męczyć, dostaje leki, specjalistyczną karmę, jednak najgorsze już za nami.
Pozostaje pod opieką lekarzy, jeździmy do Pana Roberta na kontrole.
Pan Robert walczył o mnie i razem z Sebastianem wierzyli, że uda
się przywrócić mnie do życia.
Ja wiem, że to dzięki miłości Sebastiana wróciłem, mam jeszcze tyle do
zrobienia na Ziemi.
Dzięki Pracownikom fundacji Sebastian może wykonywać swoją prace z domu,
nie muszę w te upały ganiać po mieście.
Mam też przyjemność towarzyszyć Dorotce w trakcie szkolenia z Pakiem-
młodym adeptem tego odpowiedzialnego zawodu.
Mogę przeżywać chwile szczęścia z Sebkiem i podążać wraz z nim przez
piękne życie.
Ale to już inna historia.
A jak było po tamtej stronie?
Tęczowy most i…
Więcej nic nie powiem, obiecałem.
A zachorowałem, jak powiedział Pan doktor od jakichś antykoagulantów,
które są składnikiem trutki na szczury. Teraz faktycznie, przypomniałem
sobie, że w trakcie hasania w parku podniosłem z trawy jakiś drobny
kąsek, dziwnie smakował i palił mnie w język, nawet chciałem to wypluć,
ale było za późno, gdyż już miałem to w przełyku. Skąd to tam się
wzięło, nie mam pojęcia, jednak po tej tragicznej przygodzie bardziej
się pilnuję Sebka i nie jestem już taki skory do dzikich swawoli.
On to zauważył, bo często ostatnio mówi, że wydoroślałem.
I to koniec tej niewesołej opowieści. Od teraz będę pisał tylko o miłych
zdarzeniach, no a przynajmniej będę się starał tak czynić.
Do zobaczenia na mieście ludziska.
Rollek.

skan823

2 komentarze do “Po tamtej stronie”

  1. marta+kuba pisze:

    smutne, przerażająca opowieść. To cud, że tak to się skończyło, a może bardzo dobry lekarz. Macie trudny czas za sobą. Pozdrawiamy

  2. Bastian i smok pisze:

    Dziękuję Marto.
    Jeszcze mamy dużo do zrobienia po tej stronie.
    Pozdrawiam cieplutko.
    S.R

Odpowiedz

Komentarz: