Roll w Teatrze Wielkim

Autor: Sebastian Grzywacz

Hello!!
Usiądź drogi czytelniku wygodnie w fotelu, odpręż się, przyciemnij światło, zmruż oczęta, wczuj się w

nastrój, ponieważ teraz będzie bardzo poważnie.


Byłem w Teatrze, nie byle jakim, gościłem w Teatrze Narodowym, inaczej Wielkim!
Moje gołąbki zapragnęły zażyć trochę kultury, więc wybrali się na sztukę wystawianą na deskach tegoż Teatru!
Tyle szykowania, biegania, czesania, pucowania, prostowania, podkręcania, elegancja Francja i po co?
Nie no, oczywiście wyglądaliśmy świetnie.
Jednak nie wydaje mi się aby czymś naturalnym było noszenie muchy przez psa.
Tak, tak, nie pomyliłem się, miałem muchę na szyi.Teatr
Sebek mówi, że jak idzie się do Teatru, to mucha musi być.
Skoro musi, to niech sobie taką muchę ze wstążki na czole zawiąże i z siebie idiotę robi, a nie ze mnie.
Jak można wierzyć facetowi, który dzieli ubrania na czyste, brudne oraz najważniejsze, brudne nadające się do noszenia.
Ja tam bym ją zdjął, jednak Dorotka powiedziała, że świetnie wyglądam, i że kolorem pasuje do moich miodowych oczu.
Dziewczyna jest piękna i ma gust, więc jak widać na zdjęciu, dałem się przekonać.
Swoją drogą, ile ona musi się wycierpieć z tym brzydalem, aby być blisko mnie.
Miłość jest pełna poświęceń, powiedziała Żaba tuląc się do Jeża.
Wracając do tematu, sztuka bardzo podobała się moim gołąbkom!
Mnie trochę mniej.
Kobieta na scenie głośno krzyczała, płakała, to znów krzyczała, to się śmiała.
W sumie jak w życiu.
Królestwo temu co zrozumie Kobietę!
Wyspać się nie mogłem.

Dwie godziny krzyków, żalów, śmiechu itd. itp. Jak w małżeństwie!

Co ułożyłem się wygodnie do spania, to owa dama znowu zaczynała swoje przeraźliwe pianie.

Nie wytrzymywałem tego i z ciekawości siadałem, opierając czoło o barierkę, gdyż byliśmy na balkonie w pierwszym rzędzie, tak więc siadałem i unosząc uszy, zerkałem z politowaniem w dół, na scenę.
Potem pognałem z moją parką do metra, następnie na przystanek łomiankowskiego autobusu i bezpiecznie dotarliśmy do domciu.
Jedno zapadło mi w pamięć:
Fachowa pomoc pracowników Teatru.
Żadnego ciągania, szarpania,
Tylko precyzyjne podawanie Sebastianowi kierunków.
Fantastyczna postawa, rzadko spotykana.
Małymi krokami do przodu i za jakiś czas wszyscy będziemy wyedukowani.

Z nadejściem lata jeszcze częściej chodzę z moją parą po mieście.

Odwiedzamy wiele ciekawych miejsc i lokali.

Ostatnio regularnie bywamy w świetnej knajpce- „Gastronomia Rozrywkowa”, która jest jednym z ulubionych miejsc na mapie Warszawy naszej Dorotki, a teraz i moim i Sebka.

Panuje tam przemiła atmosfera, jest ciekawy wystrój, wygodne kanapy, dobre menu, sympatyczny personel, no i przede wszystkim lokal ten odwiedzają interesujące osoby.

Poznaliśmy tam już Olę Kwaśniewską i jej Kubę Badacha, a także wyjątkowo energetyczną dziennikarkę, poetkę, pisarkę, PR-owca i aktywistkę na rzecz zwierząt w jednej osobie, a mianowicie- Katarzynę Szeloch.

Kasia sama podeszła do nas, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia.

Powiedziała, że już zachwyciła się nami, gdy zobaczyła nas przez okno.
Pisząc „nami” mam na myśli mną!

Mówiła, że między Dorotką i Sebastianem aż  namacalnie wyczuwa się chemię, która wiruje w powietrzu, co by to nie oznaczało.
Ja tam żadnej chemii nie czułem, co najwyżej jakiś tzw. perfum.

Rzecz jasna, była pod ogromnym wrażeniem mojej skromnej, psiej osoby, wciąż powtarzała jaki jestem wspaniały, piękny, mądry.

Na co ja dumnie się prężyłem, wypinając pierś.

Fajna z niej kobitka, chce o działalności fundacji zrobić artykuł do czasopism, do których pisuje.

Dorotka i Sebastian zaprzyjaźnili się z Kasią i towarzyszącą jej Irminą.

Wystarczy tylko wyjść z domu, a od razu spotyka się tylu fajnych ludzi i takie ekscytujące zdarzenia mają miejsce.

Już na sam koniec opowiem jak w ostatnim czasie byłem w domu rodzinnym Dorotki, gdzie mieszka zwinny Colombuś i miła Tracey.

Oboje są bulterierami miniaturowymi.

Dorotka trochę obawiała się jak ma wyglądać nasze spotkanie, no bo Colombo jest nad wyraz szybki, skoczny i ogólnie lekko narwany, a ja nie przepadam jak się na mnie skacze i podskubuje mnie, choćby i z najlepszymi intencjami.

Jednak obawy okazały się nieuzasadnione.

W krótkich słowach, jak to powiedziała mama Dorotki:

„Pięknie się bawią, a Colombo jest w Rolla zapatrzony jak w obraz, jego fascynacja nie ma granic”.
Znaczy się normalka, wszyscy są we mnie zapatrzeni, taka cena sławy.Tak więc, biegaliśmy, skakaliśmy, ganialiśmy się i ku wielkiej uciesze Colombusia, obszczekiwaliśmy Puzona z sąsiedztwa, którego mały, delikatnie mówiąc nie lubi bo mama Dorotki go dokarmia tym czego moi nowi przyjaciele nie zjedzą.

Uważam, że Colombo powinien sobie zamiast numeru identyfikacyjnego wytatuować następujące hasło: „Puzon nienawidzę cię”

Colombo

 

Pozdrawiam was ludziska.
Macham łapką Roll.

2 komentarze do “Roll w Teatrze Wielkim”

  1. marta+kuba pisze:

    Super, że się odezwaliście. Z tą muchą na szyi Rol musiał wyglądać interesująco.

    • Bastian i smok. pisze:

      Bardzo interesująco Marto.
      Choć Rollek nie podzielał naszego zachwytu.
      Pozdrawiam burzowo.

Odpowiedz

Komentarz: