Byłem kibicem piłkarskim

Dawno nie pisałem tutaj, gdyż sporo się dzieje, a że zrobiło się ciepło to ostatnio z Martą często podróżujemy po Polsce.

Niedawno byłem na kilku dniowym obozie u mojej treserki, która uświadamiała mnie, że kotów nie należy ganiać, gdyż ostatnio trochę w tej kwestii się zapomniałem.

Przez ten czas tęskniłem za moją panią, ale ta rozłąka wyszła nam na lepsze, gdyż teraz tak intensywnie nie rozglądam się za kotami i ogólnie jestem bardziej opanowany, więc z nowymi siłami wyruszyliśmy z Martą na podbój nieznanych miejsc.

Takim nowym miejscem dla mnie jak również dla Marty był stadion piłkarski w Warszawie przy ul. Łazienkowskiej.

Odbywał się tam mecz Legi Warszawa z Koroną Kielce, który był audiodeskrybowany, czyli wspomagany techniką opisu głosowego przebiegu w tym przypadku meczu.

Muszę przyznać, że najpierw byłem dość zdziwiony tym, gdzie znowu dotarliśmy z moją panią. Fakt, że przy charakterze Marty, nic już nie powinno mnie dziwić.

Mecz wyglądał mianowicie tak: kilkunastu facetów ganiało jedną piłkę i próbowało ją wkopać do jednej z dwóch bramek. Myślę, że to świetna zabawa. Ja też uwielbiam bawić się piłką. Nawet mam taką mniejszą niż ta na stadionie, ale moja za to super piszczy.

Najfajniejszy był jednak doping kibiców. Ludzie na cały głos wiwatowali, śpiewali oraz skakali na trybunach.

Niestety niektórzy kibice nie umieją się zachować tak jak należy, gdyż rzucali race na boisko, gdzie byli piłkarze.

To mnie trochę przeraziło, ale Marta od razu to zauważyła i przekonała mnie, że nic strasznego się nie dzieje; przytulała mnie i karmiła chrupkami, więc mogłem dalej spokojnie śledzić przebieg meczu.

Podsumowując nie uważam, że stadion piłkarski nie jest miejscem dla psa asystującego i w przyszłości chętnie wybiorę się z Martą na takie widowisko.

Ten tydzień jest dla nas trochę drażliwy.

Zaczęło się od tego, że podczas spaceru kilkoro niewychowanych dzieciaków drażniło mnie tupiąc i krzycząc, a najgorsze, że przezywały Martę od ślepaków, co doprowadziło mnie do tego, że zacząłem piszczeć. Za jakieś dwa dni kobieta, o manierach rodem ze slamsu, miała zastrzeżenia co do traktowania mnie przez Martę. Marta wyjaśniła grzecznie, chociaż nasza dama zwracała się do mojej ukochanej pani na ty, że za dobre zachowania jestem nagradzany, a złe są korygowane. To jednak do owej kobiety nie przemówiło i wzorem dzieciaków przezywała Martę od ślepaków.

To Martę zdenerwowało, więc poprosiła, aby dama przestała, bo przeszkadza mi hałasem i zamieszaniem jakie czyni w moim odpowiedzialnym zadaniu, tzn. prowadzeniu mojej pani. Na szczęście bezpiecznie dotarliśmy do drzwi domu, bo inaczej nieprędko byśmy się pozbyli tej marudy.

Za to ostatnie dni obfitowały w publiczne wystąpienia. Najpierw ukazała się Marty wypowiedź w artykule na temat psów asystujących na stadionie, a w tą sobotę występowałem z moją panią w regionalnych wiadomościach sportowych relacjonujących Turniej o Puchar Łuczniczki w showdown.

Moim zdaniem najważniejsze w tym telewizyjnym materiale było to, że powiedzieli, że to właśnie ja Kuba pomagam Marcie w dotarciu na te wszystkie jej zawody.Pozdrawiam moich kudłatych kolegów i ich wspaniałych właścicieli

Jakub vis major

Odpowiedz

Komentarz: