Wyprawa w przeszłość

Wczoraj po pracy udaliśmy się z Asią na niezwykłą wyprawę. Jeśli chodzi o odległość, nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ pojechaliśmy metrem do centrum, a następnie przeszliśmy na przystanek tramwajowy w kierunku Ochoty. Stamtąd wyruszyliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego. Do samego budynku trafiliśmy łatwo, choć nigdy wcześniej nie byliśmy tam z Asią.

Tutaj dopiero zaczęła się najbardziej niezwykła część wyprawy. Wybraliśmy się bowiem w przeszłość, tzn. do czasów II Wojny Światowej, okupacji i Powstania Warszawskiego. Tak za dobrze nie wiem, co to znaczy „powstanie”, ale uważam, że to coś bardzo strasznego. Byliśmy na przykład w takiej Sali, gdzie słychać bicie serca, które ma chyba symbolizować Warszawę – stolicę, serce Polski. W ten monotonny dźwięk wdzierał się groźny, coraz głośniejszy pomruk, przechodzący w końcu w gwizd, a następnie potężne wybuchy, odgłos walących się murów i… cisza. Tak wyglądały podobno naloty niemieckich samolotów na Warszawę. Przy wybuchach Asia aż się skuliła. Ja jakoś wytrzymałem, ale moje wrażliwe psie uszy mocno dostały w kość.

Oglądaliśmy też kanały, którymi chodzili powstańcy. Jeden kanał był tak wysoki, że Asia mogła iść wyprostowana, ale wisiały tam czarne kotary. Do tego kanału wszedłem spokojnie i przeprowadziłem Asię. Jednak z drugiego szybko się wycofałem, ponieważ kanał był niski, kręty, a do tego zniżał się coraz bardziej. Sami powiedzcie, jak ja, szanujący się pies przewodnik, mogłem tam wejść, jeśli całe życie uczy się mnie, żebym omijał przeszkody na wysokości głowy. Dobrze, że moja pani nie jest powstańcem, bo nie mógłbym jej w kanałach towarzyszyć.

Asia oglądała też pocisk, zwany szafą, który zupełnie szafy nie przypominał. Wyglądał bowiem jak gigantyczny ołówek. Taka rura leciała z ogromnym impetem i gdy uderzyła o coś, rozlatywała się i zabijała mnóstwo ludzi, brrr.

Asia mówi, że w muzeum spędziła bardzo ciekawe chwile. Ja jednak czułem się dość zdezorientowany, bo chodziłem cały czas po ulicznym bruku, a żadnej ulicy nie było, no i te wszystkie okropności…

Zawsze się cieszę, jeśli dzięki mojej pomocy Asia ma okazję coś ciekawego zobaczyć czy przeżyć, jednak po zakończeniu zwiedzania odetchnąłem z ulgą. Dobrze, że z tej wyprawy w przeszłość łatwo wróciliśmy do teraźniejszości.

Merdam przyjaźnie,

Bryś-pacyfista

Odpowiedz

Komentarz: