O psich patentach

Brysiek jest dla mnie ostatnio bardzo miły i gościnny. Asia też. Dziękuję im za to, ale o moim uczuleniu wcale nie musieli pisać. Takich rzeczy się nie mówi, chociaż wielu ludzi wie, że na oczach milionów widzów telewizji Polskiej zjadałem sobie łapę, która okrutnie mnie swędziała od alergii.

No, ale dość już tych smutasów, bo przecież wiecie, że jestem twardzielem. Zmieniam temat i opowiem Wam dzisiaj o psich patentach. Chodzimy sobie czasem z Bryśkiem i prowadzimy nasze Panie. Tylko, że bryśkowa i moja metoda są zupełnie inne. Przykładowo po drodze do fundacji Bryś prowadzi Asię wzdłuż trawnika i w ostatniej chwili skręcają w stronę wejścia, a ja robię to odwrotnie, a mianowicie od razu wchodzę na chodniczek, który prowadzi do drzwi budynku. Mam wtedy bliższe, aniżeli Bryś, spotkanie z kotem testerem. On tam zawsze siedzi na okienku i sprawdza nasz profesjonalizm, ale nie reagujemy, bo przecież jesteśmy w pracy. Tak więc metodę dojścia do fundacji muszę opatentować. Jest ona moja, autorska, skuteczna. Poszukam informacji o dokumentach, które będę musiał złożyć do Urzędu Patentowego.

Serdecznie Was pozdrawiam.

Red – wynalazca

Odpowiedz

Komentarz: