Sobota pod znakiem ptaków

W sobotę był piękny dzień, jednak nie dla mnie.

Wszystko zaczęło się tak wspaniale… W piątkowy wieczór, tzn. 15 czerwca, byliśmy z Asią u Izy. Nie zostaliśmy tam długo, ale ta godzina wystarczyła do pełni szczęścia. Biegałem po ogrodzie, bawiłem się z Diną, psem Izy, tarzałem się, czołgałem, słowem, czułem się jak w raju. Ku niezadowoleniu Asi wskoczyłem nawet do bajorka z wodą. Czegóż więcej trzeba!

Niestety, nie pomnę czy przed tą rajską chwilą, czy już po, jako zdeklarowany łakomczuch, zjadłem woreczek foliowy, który pachniał mięskiem.

Kiedy poczułem ciężar na żołądku, zacząłem jeść duże ilości trawy, żeby ów ciężar wyrzucić. Jednak do sobotniego ranka jeszcze nic się nie działo. Około siódmej obudziłem Asię wiadomymi odgłosami. Muszę powiedzieć, że gdy tylko usłyszała co się święci, ubrała się błyskawicznie i wyszła ze mną na spacer. Po spacerze nastąpiło to najgorsze dla Asi, bowiem centymetr po centymetrze przeszukiwała podłogę, by znaleźć ptaki, które wypuściłem. Wiecie, o jakie ptaki chodzi? O te z kolorowym ogonem, wspomniane kiedyś przez Reda. Na szczęście udało jej się wszystko posprzątać. Ponieważ byłem troszkę osowiały, poszła ze mną do weterynarza. Widzicie, jak ona o mnie dba. Nawet chętnie tam szedłem, a Pan weterynarz był po prostu super. Delikatnie mnie obejrzał, zmierzył temperaturę, zajrzał też w moje uszy i powiedział, że jestem zdrów jak ryba smile.To Bardzo ładnie z jego strony, bo za całą poradę nie chciał żadnych pieniędzy.

Po południu tego samego dnia wybraliśmy się na Dworzec Zachodni, a stamtąd, to już wiecie gdzie… W moje ulubione miejsce, czyli do rodzinnego domu Asi. Właśnie tam, wieczorem wyszła na jaw przyczyna całego zamieszania – okazało się, że wspomniany woreczek foliowy opuścił mój żołądek zupełnie przeciwną stroną, niż zamierzałem go pierwotnie wydalić.

2 komentarze do “Sobota pod znakiem ptaków”

  1. marta+kuba pisze:

    Dobrze, że jeden z ptaków nie wyleciał podczas podróży naprzykład w autobusie. Całe szczęście, że tak to się skończyło.

    • Joanna Witkowska pisze:

      W autobusie było już spokojnie. W podróż wybrałam się dopiero w kilka godzin po wylocie ostatniego ptaka, więc byłoo duże prawdopodobieństwo, że nic się nie stanie. Pozdrawiamy i machamy czym się da smile.

Odpowiedz

Komentarz: