Byłem egzaminatorem

Opowiem Wam, co się działo w ubiegłym tygodniu. Razem z całą fundacją byłem w ośrodku, który mieści się przy ulicy Odrębnej w Warszawie. Brałem udział w przygotowaniu piętnastu osób niewidomych do przyjęcia psów przewodników. Uczyli się oni zasad opieki i pielęgnacji psa oraz współpracy z nim. Zajęcia weterynaryjne prowadził prawdziwie „Uprzejmy Łoś”. Jest na tyle miły, że dwa dni wcześniej pozwoliłem mu zajrzeć w swoje zęby.

O teoretycznej części szkolenia nie powiem Wam wiele, ponieważ większość czasu przespałem snem sprawiedliwego. A, nie, jeszcze coś pamiętam… Wiem mianowicie, że na część zajęć przyszedł Tomek, który szkoli psy. Niesamowicie mnie to uradowało, ponieważ arcyfascynująco pachniał psami. A o czym mówił, tego już dokładnie nie wiem. Podejrzewam jednak, że opowiadał kandydatom jak my psiaki myślimy, uczymy się i funkcjonujemy. Na ostatnim wykładzie Tomka już mnie nie było, uczestniczyłem bowiem z Jolą w ceremonii wręczenia nagród w konkursie o groźnie brzmiącej nazwie „Lodołamacze”. Ale Bryś opowiadał mi, że tam dopiero się działo… Tomek przyprowadził dwa swoje psy: Lolę i Gutka i ludzie uczyli się przywoływać je, aż biedny Brylancik, bądź co bądź nowicjusz, był nieźle podminowany i miał później niejakie trudności z koncentracją. Mnie, starego wygi pewnie by to w ogóle nie obeszło.

W zajęciach praktycznych natomiast miałem niemały udział. Jak już pewnie wiecie, osoba niewidoma, która będzie korzystać z pomocy psa przewodnika, musi dobrze poruszać się z białą laską, żeby móc orientować się w przestrzeni i wydawać psu właściwe komendy. Dlatego kandydaci mieli egzamin z orientacji przestrzennej, dyplomatycznie zwany konsultacjami. Każdy z nich musiał dotrzeć z ośrodka do głównej ulicy. Tej części egzaminu przyglądałem się idąc wraz z Jolą, Karoliną (instruktorką orientacji przestrzennej) oraz treserkami. Jednak powrót już należał do mnie, ponieważ chętni mogli przejść się ze mną, żeby zobaczyć jak wygląda poruszanie się z psem przewodnikiem. Z początku byłem nieco zdezorientowany, ale już przy drugiej osobie wykazałem się pełnym profesjonalizmem. Myślę, że taki „Psi marketing” uświadomił wielu osobom zalety korzystania z pomocy czworonożnych przewodników. Jak to zwykle bywa, nie wszystkie osoby zdecydowały się od razu na posiadanie psa – niektóre stwierdziły, że raczej nie, inne zaś – że muszą jeszcze rzecz przemyśleć. Były też i takie, które zapałały do mnie autentycznym i szczerym entuzjazmem. Powiem Wam w sekrecie, że jedna nawet się wzruszyła, gdy bezpiecznie doprowadziłem ją do ośrodka i jeszcze znalazłem ławkę.

Oczywiście, jako asysta chodzili z nami Bryś z Asią. Kto wie, może kiedyś Brysiek przejmie moje obowiązki przy takich okazjach.

Pozdrawiam Was,

Red Egzaminator

Odpowiedz

Komentarz: