Zajęcia z orientacji przestrzennej

Dzień doBryś wszystkim,

Wiem, wiem, tytuł tego wpisu brzmi bardzo poważnie: „Zajęcia z orientacji przestrzennej”. Pewnie Wy wiecie, co to jest, a ja – do dzisiejszego poranka – nie wiedziałam. Dziś przekonałam się, że dla mnie ten poważny tytuł oznacza ni mniej, ni więcej tylko: „Bunia, nachodzisz się!”.

A było to tak: Wstałyśmy z Asią wcześniej niż zwykle. Później nastąpił cały poranny rytuał, którego nie będę opisywać. Powiem tylko, że dostałam śniadanie, Asia ubrała się, zabrała moje szorki i wyszłyśmy z domu, oczywiście najpierw na spacer.

Potem już było inaczej: nie poszłyśmy na autobus, jak to się dzieje, gdy idziemy rano do pracy, ale na tramwaj. Pojechałyśmy tym tramwajem do metra, a potem metrem do określonej stacji. Na peronie znalazłam Asi ławkę i usiadłyśmy. „Pewnie się Asia z kimś umówiła” – pomyślałam, „przecież już nie raz tak było”. Rzeczywiście, za jakiś czas przyszła Zuzia, którą widziałam kiedyś w fundacji. Wtedy dopiero zaczęły się dziwne rzeczy. Poszłyśmy pewną trasą, trochę mi znajomą, ale nie dotarłyśmy do żadnego miłego domu, w którym mogłabym sobie odpocząć. Owszem, doszłyśmy do drzwi budynku, ale potem odwrót i z powrotem do metra i tak jeszcze chyba trzy razy. W tym czasie Zuzia trochę opowiadała Asi, co mijamy, a trochę podpowiadała, jakie zmiany ścieżek powinna Asia wyczuwać i jakie komendy mi wtedy wydawać. Po trzech takich rundach poszłyśmy do metra i przyjechałyśmy do pracy. Myślę, że teraz tą trasę pamiętam i jeśli się tam znajdziemy, poprowadzę Asię jak po sznurku, no chyba że jakiś psiak zdoła mnie rozproszyć, a psów w tamtej okolicy było niemało.

Merdam przyjaźnie –

Bunia nieco zmęczona

Odpowiedz

Komentarz: