Odszczekuję złe słowa o taksówkarzach

Jola poszła na jakieś studia podyplomowe. Ja też tam chodzę, więc pewno jestem studentem, bo wszyscy albo prowadzą zajęcia, albo są studentami. Oczywiście poza mną na całej uczelni nie ma żadnego pieska studenta. Prawdę mówiąc (nie wiem, czy się tym chwalił), mój kolega z pracy Bryś – znany Wam bloger też jest studentem, ale gdzie indziej.

Może jeszcze kiedyś napiszę o tym studiowaniu, a teraz chciałbym Wam opowiedzieć o naszych dojazdach do szkoły: po przejechaniu dość dużej odległości: autobusem, tramwajem i metrem próbujemy wejść w osiedlową uliczkę, następnie rozpoczynamy krążenie po rondzie i jeśli uda nam się znaleźć bramę uczelni, to pomykamy między jadącymi i stojącymi samochodami – generalnie kręcimy się po parkingu.

Jola w wiele różnych miejsc dociera sama, ma się rozumieć z moją pomocą. Jednak nie chce się jej inwestować naszej energii w poranne szukanie szkoły, bo później czeka nas ogromna ilość zajęć. W związku z tym postanowiła zadzwonić po taksówkę. Miała wielkie opory, bo czasem spotykają nas nieprzyjemności i nie wiedziała, gdzie szukać miłego taksówkarza. Okazało się, że szuka daleko, a najlepszy kontakt znajduje się w jej komórce. Taksówkarzem okazał się Pan, który wiózł kiedyś Jolę z Redem – moim poprzednikiem i Joli jechało się tak dobrze, że poprosiła o nr telefonu.

Na ostatni zjazd (podobnie, jak inni studenci) przyjechaliśmy sobie samochodem, a wracaliśmy już piechotą i komunikacją miejską.

Pan taksówkarz chyba naprawdę lubi zwierzęta, bo do mnie dobrze się odnosi. Bardzo mu dziękuję, choć pewno tu na stronę nie zajrzy, ale przecież w samochodzie nie będę mu dziękował, bo przestraszy się, że umiem mówićJ.

Serdecznie Was pozdrawiam.

Maior

 

Odpowiedz

Komentarz: