W sobotę byliśmy w gabinecie takiego Pana, którego bardzo nie lubię. Wiem, że u niego czasem dostaję smakołyki od Joli, ale co to za pociecha w zamian za kłucie, dłubanie w uszach i nie tylko.
No cóż: teraz było w miarę spokojnie, ponieważ ów Pan wtarł mi tylko preparat przeciwkleszczowy. Niestety nie wiedziałem o tym, idąc do niego, Dlatego z daleka rozpoznawałem drogę i wlokłem się, niczym żółw. W moim pluszowym sercu niosłem minimalną nadzieję, że Jola skręci do fryzjerki, która pracuje Tuż obok weterynarza. Jednak, kiedy nie wydała mi komendy do przejścia na pasach, moje obawy przerodziły się w pewność: wybieramy się do Pana w białym kitlu, odwiedzanego przez nieszczęsnych moich braci. Dostałem polecenie schody w dół i próbowałem udawać, że ich nie dostrzegam. Jednak wtedy zdradziła mnie wielka radość i przyspieszenie kroku, po których Jola rozpoznała, że właśnie mijamy powód mojego ociągania. Próbując ukryć przed nią tę informację, właśnie niechcący ją powiadomiłem. A mogło być tak miło… Obok są dwa, a właściwie trzy piękne parki. Ciekawe, kiedy znowu tam pójdziemy?
kłamstwo ma krótkie nogi. Kuba lubi chodzić do weta, ale niekoniecznie wszystkie zabiegi dobrze znosi.
Brysiek ostatnio nie lubi czyszczenia uszu.
fiona, jak widzi ten płyn do czyszczenia uszu to nawiewa gdzie pieprz rośnie