Nie lubię chodzić do weta

W sobotę byliśmy w gabinecie takiego Pana, którego bardzo nie lubię. Wiem, że u niego czasem dostaję smakołyki od Joli, ale co to za pociecha w zamian za kłucie, dłubanie w uszach i nie tylko.

No cóż: teraz było w miarę spokojnie, ponieważ ów Pan wtarł mi tylko preparat przeciwkleszczowy. Niestety nie wiedziałem o tym, idąc do niego, Dlatego z daleka rozpoznawałem drogę i wlokłem się, niczym żółw. W moim pluszowym sercu niosłem minimalną nadzieję, że Jola skręci do fryzjerki, która pracuje Tuż obok weterynarza. Jednak, kiedy nie wydała mi komendy do przejścia na pasach, moje obawy przerodziły się w pewność: wybieramy się do Pana w białym kitlu, odwiedzanego przez nieszczęsnych moich braci. Dostałem polecenie schody w dół i próbowałem udawać, że ich nie dostrzegam. Jednak wtedy zdradziła mnie wielka radość i przyspieszenie kroku, po których Jola rozpoznała, że właśnie mijamy powód mojego ociągania. Próbując ukryć przed nią tę informację, właśnie niechcący ją powiadomiłem. A mogło być tak miło… Obok są dwa, a właściwie trzy piękne parki. Ciekawe, kiedy znowu tam pójdziemy?

3 komentarze do “Nie lubię chodzić do weta”

  1. marta+kuba pisze:

    kłamstwo ma krótkie nogi. Kuba lubi chodzić do weta, ale niekoniecznie wszystkie zabiegi dobrze znosi.

  2. klaudia pisze:

    fiona, jak widzi ten płyn do czyszczenia uszu to nawiewa gdzie pieprz rośnie

Odpowiedz

Komentarz: