Kuba o wizycie w fundacji

Wczoraj z Martą byłem w fundacji „Vismaior”.
Ach, co to była za podróż. Przejechaliśmy bezpiecznie przez całe miasto.
Najpierw jechaliśmy autobusem, potem tranwajem do centrum, po to, żeby przesiąść się w metro.

Marta zbytnio niewiedziała jak trafić z przejścia podźiemnego do wejścia do metra. To dzięki mnie i  temu, że tam często chodziłem z treserką trafiliśmy do metra. Ona jedynie mówiła mi, że chodzi jej o drzwi.
Podczas przemierzania tej trasy wykonałem wszystkie komendy, które znam, poczynając OD na lewo, prawo, po przez schody, A kończąc na drzwiach i windach. Bardzo lubię wyzwania, a to było nielada wyzwanie , biorąc pod uwagę, że na tyle samodzielnie po Warszawie nie mieliśmy jeszcze z Martą okazji się poruszać.
W furtce, koło fundacji spotkaliśmy Jolę z Redem. Dziewczyny w pierwszej chwili się nie poznały, no bo one przecież nie widzą.
Jola swoim chorym, ochrypłym głosem wskazała nam drogę do fundacyjnych drzwi.
W fundacji zostaliśmy ciepło przyjęci, przywitano nas jak starych znajomych.
Mając na uwadze powagę sytuacji i autorytet Reda, zachowywałem się przyzwoicie.
Rozmowy oczywiście zeszły na nasze psie tematy.
Jednym słowem, obgadano mnie i rewsztę psiego gatunku.
O godzinie dwunastej przyszła Magda i udaliśmy się wszyscy na spacer do parku.
No i tu była porażka, gdyż Redzio i Bryś byli spuszczeni ze smyczy i wesoło galopowali po parku, szukając psich stołówek, a ja nie. Marta za żadne skarby nie puściła mnie luzem, ale ja  zazdroszczę chłopakom!
Obiecuję, jak będzie tylko sposobność, zawsze chętnie przyjadę z Martą do fundacji.
A teraz najważniejsze:
Bardzo dziękuję całej fundacji „Vis maior” za to, że mogę współpracować z Martą i jej pomagać. Przez ten stosunkowo krótki czas przekonałem się, że jestem jej bardzo potrzebny.
To właśnie dzięki takim ludziom, którzy tworzą fundacyjny zespół mogę pomagać Marcie i  przez to być  aktywną osobą psią.

Pozdrawiamy,

Kuba i Marta

Odpowiedz

Komentarz: