Jak zostałem gwiazdą turnieju tańca

Cześć, to ja, Moka. Z czym kojarzy Wam się sobota? Mnie z odpoczynkiem, zabawą, dłuższym spaniem i dłuższymi spacerami. Ale nie tym razem. W ostatnią sobotę było zupełnie inaczej i postanowiłem Wam o tym opowiedzieć.
Dziwne było już to, że pojechaliśmy samochodem. W ten sposób często podróżowałem do weterynarza. Czyżby odwiedziny u jakiegoś weta? Hmmm. Nic mnie nie bolało. Jednak przed wizytą u lekarza duża nie stroi się tak bardzo i nie spina włosów w ciasny kok, no i nie bierzemy dużej walizki. Poza tym jechaliśmy prawie całą rodziną – Duża, Duży (jej mąż) no i ja. No więc gdzie? Byłem bardzo ciekaw.
W samochodzie jako bardzo grzeczny piesek, siedziałem z tyłu, jakby w bagażniku. Było straaasznie gorąco. Duża nie chciała za bardzo opuszczać szyby, „bo wiatr zniszczy jej fryzurę” – tak powiedziała. No, nie poznawałem jej. W końcu zacząłem dyszeć i duża się zaniepokoiła:
– Czemu on tak dyszy?
– Bo jest gorąco proszę Pani – odpowiedział przytomnie kierowca. Nawet go za to polubiłem.
I wtedy Duża, nie zważając na swoją fryzurę, otworzyła okno baaardzo szeroko.  Jak ja ją kocham. Wreszcie zrobiło się trochę chłodniej.
Dojechaliśmy.
Okazało się, że jesteśmy w Łomiankach, gdzie ma się odbyć turniej tańca. Z niczym mi się to nie kojarzyło. Wprawdzie chodzę z Dużą na zajęcia taneczne, wtedy grzecznie leżę i albo śpię, albo uważam, by mnie ktoś nie podeptał. Dwunogi potrafią tańczyć po całej sali i czasem bywa ciut niebezpiecznie :-).
Zaprowadziłem Dużą do środka. I wiecie, co się okazało? Że organizatorzy wiedzieli o moim przybyciu, jak miło.
– No i mamy też psa. – usłyszałem od szefowej całego zamieszania.
– To pies przewodnik – wyjaśniła Duża. Wtedy dumnie usiadłem przy nodze, a wszyscy nam się przyglądali.

Turniej z mojego punktu widzenia jest strasznie nudny. Nie dało się spać, bo było bardzo głośno i okropnie gorąco. Duża zadbała o mnie, jak mogła. Miałem wodę i swój kącik pod ścianą. Jednak Duża niepokoiła się, bo nie miała mnie do czego przypiąć, gdy ona i Duży pójdą tańczyć. Nie wiem, czym się tak martwiła. Czy ona nie rozumie, że jak każe mi leżeć, to ja się na krok nie ruszę? Tak właśnie było. Oni szli tańczyć, a ja grzecznie czekałem. Nie byłem do niczego przywiązany, a ludzie wokół trochę mnie rozpraszali. Przyglądali mi się, ale na szczęście nie próbowali mnie głaskać. Stanąłem na wysokości zadania i 3 razy grzecznie i zupełnie sam czekałem na Dużą.
Po tańcach wszystkim strasznie chciało się pić, więc znaleźliśmy automat do napojów. Duża popijała sok pomarańczowy, gdy podeszły do nas dwie Panie.
– Może wody dla pieska? – zapytały.
– No nie wiem, bo Moka pił wodę niedawno – odparła Duża.
– Ale jest gorąco, pieskowi na pewno chce się pić – odpowiedziały panie i postawiły przede mną miskę z wodą. Wypiłem kilka łyków z grzeczności.
– Pij jeszcze – zachęcały nadal. Nie miałem już ochoty, więc nie piłem. I wtedy jedna z pań podniosła miskę i podsunęła mi ją pod sam nos.
– Może tak ci będzie wygodniej? No pij, bo zabieramy miskę.
Znów wypiłem kilka łyków z grzeczności. Duża się na to oburzyła:
– Królewicz Moka, a służba trzyma mu miskę, żeby on się napił. – Oj, to było niesprawiedliwe, bo mnie się przecież wcale nie chciało pić. Ale wybaczyłem jej to szybko, bo na koniec turnieju Duża przyznała mi medal. Powiedziała, że jestem najcudowniejszym psem na świecie i włożyła mi na szyję jeden ze swoich medali. A potem pozowaliśmy razem do zdjęć i czułem się, jak gwiazda.
Jednak na co dzień wolę być zwykłym psem przewodnikiem, bo bycie gwiazdą jest baaardzo wyczerpujące.
Wszystkiego czekoladowego
Moka

Opis grafiki: Sala sportowa. Czekoladowy labrador, siedzi na podłodze. Na szyi ma przewieszony medal.

IMG_0111

Odpowiedz

Komentarz: