Zabawy z przyjaciółmi

Autor: Sebastian Grzywacz

Witam radośnie.
W zeszłą środę miałem dzień pełen atrakcji.
Moje życie to nie tylko odpowiedzialna praca, jest też czas na zabawę i beztroskie harce z przyjaciółmi.
Brzydal jak zwykle przed wyjściem zadawał niekończące się pytania, jak wygląda, czy sweterek ładny?
Czy spodnie pasują?
Czy buty czyste?
Masakra jakaś, kobieta mniej czasu poświęca na przygotowanie się do wyjścia niż on.
Najlepsze jest to jak staje przed lustrem i wpatruje się w nie tak jakby coś tam widział.
Jeszcze tylko spryskanie perfumami, pozytywna Afirmacja tekstem: ·- Przystojniak jestem, nie ma co.
I możemy ruszać w miasto.
Z politowaniem patrzę na te jego zabiegi, w zasadzie to i tak nic mu nie pomoże, natury nie da się oszukać, ale cóż, jak to ktoś mądry powiedział:
„Nie ważna jest okładka, ale autorefleksja”
Tak więc udaliśmy się do centrum, gdzie umówiliśmy się z Dorotką i Pakiem.
Po gorącym przywitaniu gołąbków i wzajemnym obwąchaniu moim i Paka, ruszyliśmy do metra.
Po chwili pojawił się Tomaszek.
Kilka słów ode mnie o Tatusiu Paka, jak to pieszczotliwie nazywa go Sebek.
Tomaszek jest fantastycznym szkoleńowcem, wiadomo szkoła mojej mamusi Pani Agnieszki Boczuli.
Jest bardzo cierpliwy, uważnie obserwuje poczynania Paka, tłumaczy Dorotce jak należy postępować w różnego rodzaju sytuacjach.
Nasze szkolenie to mozolna, ciężka praca, w której nie ma miejsca na brak cierpliwości i odpuszczanie, to są całe miesiące trudnej, codziennej pracy i powtarzania wraz z nami różnorakich zadań.
Jest to bardzo odpowiedzialna praca, wszak od naszych umiejętności zależy zdrowie, a niekiedy i życie osoby niewidomej.
To nie jest nieskomplikowane podawanie kluczy z podłogi lub innych przedmiotów, otwieranie drzwi czy też szuflad.
Tu jeden błąd może skończyć się tragicznie, to my jesteśmy oczami naszych właścicieli, a wiadomo, że wzrok jest najważniejszym zmysłem, którym człowiek i nie tylko on odbiera osiemdziesiąt pięć procent bodźców docierających z otoczenia.
Dlatego wielki ukłon w kierunku pani Agnieszki, Tomka oraz wszystkich szkoleniowców współpracujących z fundacją „Vis Maior” i fundacją „Pies Przewodnik”, za wspaniałe przygotowanie nas do tak odpowiedzialnej pracy.
Tomek ma wszystkie cechy dobrego trenera, a przy tym jest zabawny, ma wielkie poczucie humoru i jest niezwykle koleżeński.
Dorotka i Sebek dobrze czują się w jego towarzystwie, a to jest bardzo ważne, gdyż owocuje świetnymi rezultatami współpracy psa z niewidomym.
Dobra, dość tego cukru, bo zaczną Tomaszka zęby boleć.
I tak pewnie zawstydził się chłopak, przybierając kolor wozów strażackich.
Tak więc pojawił się Tomek, zaraz potem dołączyła do nas Justyna wraz ze swoją miłością- Peperem.
Udaliśmy się we trójkę, ja, Pako i Peper na przystanek tramwajowy, prowadząc ze sobą nasze szczęścia, Sebastiana, Dorotkę i Justynę.
Wsiedliśmy do tramwaju i zaczęło się.
Tłok, jakieś dzierlatki wyciągają ręce i głaszczą mnie po czuprynie, słychać ich rozmowę: ·- Ten jest fajny, tamtego się boję.
Sebastian delikatnie łapie dziewczę za dłoń i mówi: ·- Nie wolno głaskać psów pracujących.
Dziewczęta jednak dalej próbują mnie pieścić.
Sebastian z uśmiechem na twarzy mówi: ·- One takie łagodne wcale nie są, tamten biszkoptowy dla przykładu, porwał ostatnio listonosza, do dziś go nie odnaleziono!
Dziewczęta zaprzestały pieszczot, odsuwając się na bezpieczną odległość, dało się słyszeć rozbawienie współpasażerów.
Dotarliśmy wreszcie do parku Skaryszewskiego, olbrzymia przestrzeń, raj dla psiaków i ludzi pragnących odpocząć na łonie natury.
Jest tam duże jeziorko, nad które niebawem doszliśmy.
Kiedy zdjęli nam szorki, już szykowałem się do skoku, jednak na początek został puszczony tylko Peper, ja i Pako musieliśmy pokornie warować, patrząc z zazdrością na jego harce w wodzie.
Sebastian wyjął piłkę z plecaka, zaczęliśmy bawić się w aportowanie, odpłynąłem, zabawa była tak namiętna, że aż urwaliśmy sznurek i było po zawodach.
W pewnym momencie usłyszałem komendę: ·- Roll, Biegaj!
Mi tam dwa razy powtarzać nie trzeba, rzuciłem się do wody, robiąc przy tym tyle Hałasu, że Sebek stojąc dość daleko stwierdził krótko:
– Roll, dobiegł do wody.
Następnie został puszczony Pako, zaczęła się dzika zabawa, jak dzieci, bieganie, ganianie się, skoki do wody, otrzepywanie się przy Sebku, znów wyglądał jakby popuścił w spodnie. Dziewczyny też były nieźle zmoczone, Dorotka była zadowolona, że jednak nie założyła śnieżno białych spodni, które miała zamiar wdziać na swój zgrabny tyłeczek.
Apropos sikania, przypomniało mi się coś zabawnego.
Sebkowi zachciało się siku, jako że w planie zagospodarowania przestrzennego owego parku zapomniano o szaletach, udał się na trawę, pytając Tomka: ·- Czy w tym kierunku dojdę do jakichś krzaków?
Tomek zaoferował swoją pomoc w znalezieniu ustronnego miejsca, wszak nie wypada tak na widoku załatwiać swoich potrzeb.
Udali się więc w krzaki.
Po chwili wyszli ze wspomnianych chaszczy, Sebek trzymał Tomaszka za łokieć, drugą ręką sprawdzając czy dobrze zapiął rozporek.
Z daleka wyglądało to jakby szli tak pod rękę, dwóch facetów wychodzących z zarośli, niemal tulących się do siebie.
Sytuacja co najmniej dwuznaczna.
Sebastian po dotarciu na alejkę roześmiał się, opowiadając Dorotce i Justynie jak to musiało wyglądać, dobrze że jakichś kiboli nie było, nietolerancyjnych ludzi u nas nie brakuje i zanim chłopaki wytłumaczyliby, że Sebek nie widzi, mieliby permanentny makijaż różnokolorowy na twarzy.
Nie zawsze bowiem jest tak, jak coś wygląda na pierwszy rzut oka.
Oczywiście, jako mający najlepszy węch ze wszystkich psów sportowych, odnalazłem darmową jadłodajnie, korzystając z zamieszania pobiegłem się posilić, wołałem nawet chłopaków za sobą, ale brakowało im odwagi.
Tomaszek szybko mnie jednak namierzył, Sebek krzyknął i pozostawiłem bufet.
No dobrze, prawie zostawiłem, gdyż piękną kość przyniosłem, myślałem że nikt nie zauważy, ale Tomek dostrzegł moją zdobycz i tyle ją miałem.
Po kąpieli udaliśmy się na spacer po parku, Tomek zrobił nam sesje zdjęciową, pobiegaliśmy jeszcze trochę i wróciliśmy do naszej zacnej pracy.
W drodze na przystanek miał miejsce jeszcze jeden incydent, kiedy Peper zatrzymał się przy przejściu, jednak, co to było, zostanie naszą słodką tajemnicą i nikt nie odważy się o tym wspomnieć. Powiem Wam tylko na ucho, że Pako też tego doświadczył, taki swoisty chrzest i próba sił, ja wszak jestem najstarszy, największy, a co za tym idzie dominujący.
Sebastian skwitował to tylko tymi słowami: ·- Jaki Pan, taki pies.
Rozstaliśmy się z Justyną i Peperem na przystanku autobusowym w centrum, a Dorotka, Pakuś, Sebek, ja i Tomaszek udaliśmy się poćwiczyć w tłumie na Nowym Świecie. Pospacerowaliśmy, dotarliśmy do knajpki „ Pizza Italiano” i rozstaliśmy się też z Tomaszkiem, po czym zapadłem z Pakiem w głęboki sen, co jakiś czas przebierając łapkami śniłem o bieganiu i pływaniu w parku.
Kiedy nasze brzydsze połowy posiliły się, poobściskiwali i wymienili te wszystkie zwyczajowe czułości, ruszyli znowu do centrum, gdzie każde z nich udało się do domu.
Taki był oto szalony dzień pełen radości, śmiechu i beztroskich harców w doborowym towarzystwie, tym bardziej było wyjątkowo, ponieważ przypadały wówczas imieniny Dorotki, a i ja jeszcze nie wróciłem do szarej codzienności po uroczystości moich trzecich urodzin, które miały miejsce dwa dni wcześniej.
A właśnie! bym zapomniał, niewybaczalny błąd, brzydal dałby mi popalić, gdybym o tym nie napomknął.
Zanim spotkaliśmy się tego dnia z Dorotką, odwiedziliśmy Kwiaciarnię, ja tam polecałem mięsny, no albo chociaż zoologiczny.
Nie oszukujmy się, z kości jest większy pożytek niż z jakiegoś ciętego zielska.
Szczerze, to bukiet był imponujący, no cóż dziwni są ci ludzie. Kwiaty zabrał znajomy Dorotki, który był w pobliżu i dostarczył je naszej księżniczce do domu.
Nadal będę się upierał, że na urodziny nie ma to jak duża porcja mięcha i kość wędzona.
Ciekawie by tak Dorotka wyglądała gnając z Sebkiem przez miasto z Kością urodzinową w ręku.
Macham radośnie ogonem.

Niezwyciężony Roll.

4 komentarze do “Zabawy z przyjaciółmi”

  1. marta+kuba pisze:

    Ach te słabości woda i jedzonko. Rol co do darmowych stołówek jest cwańszy niż to ustawa przewiduje 🙂

    • Joanna Witkowska pisze:

      Nie wiem czy Brylant nie jest jeszcze sprytniejszy w kwestii jedzonka, bo czasem przechodzi samego siebie smile.

  2. Bastian i smokBastian i smok pisze:

    Asiu, wszystkie te psiaki są świetnymi przewodnikami, właśnie dlatego, że są sprytne i potrafją kombinować.
    Jak to powiedział pewien Rudy :
    – Kto nie myśli, ten mało je i głodny chodzi.
    Ale u mnie zimno, wróciłem ze spaceru i mam zmarznięte dłonie.
    Jeśeń .
    Pozdrawiam.

    • Joanna Witkowska pisze:

      Chyba przedostatniej nocy śnilo mi się, że Bryś chodził po kuchennych blatach ja kot i szukał jedzonka. Nie jest to znowu tak nieralne, bo nieraz słyszę jego pazurki na czymś drewnianym w kuchni, ale nigdy nie wiem czy to jest taboret czy stół, bo nigdy nie zdążyłam spryciarza nakryć na gorącym uczynku.

Odpowiedz

Komentarz: