Straszne perony

W końcu jestem w domu.

Ostatnio byłem z Martą na kolejnym zjeździe w ramach kursu języka angielskiego.

Marta dzielnie się uczy, a ja umiem już ten język i tylko dlatego się nim nie posługuję , ponieważ psy szczekają zamiast mówić.

Niech się dziewczyna uczy, na pewno jej się ta umiejętność przyda

.

Jak zwykle zajęcia były znakomitą okazją, żeby się dobrze wyspać.

Marta przeciwnie, z wielkim zapałem zasiadała do zajęć z języka angielskiego, aż ją było trudno wyciągnąć z sali.

Wcale się nie dziwię, gdyż miała bardzo miłą anglistkę o imieniu Ewa.

Marta z Ewą nawet się zaprzyjaźniły, więc po zajęciach często z Ewą i dzieciakami wyruszaliśmy na miasto, aby młodym je pokazać.

Byliśmy między innymi w Pałacu Kultury i Nauki, na Starówce i w Centrum Nauki Kopernik.

Było super.

W Koperniku miałem mały kłopot z wszechotaczającymi mnie piłkami, bo niewiem czy wiecie, że to jest taka moja słabość, ale Marta wytłumaczyła mi, że nie mogę się nimi bawić, gdyż to nie są moje piłki.

Spotkałem tam też kolegę po fachu, ale on nie był wówczas w stroju służbowym, w przeciwieństwie do mnie.

Ja byłem ubrany w moje ulubione szeleczki i ramię z najważniejszym napisem w moim życiu „pies asystujący fundacja vis maior”.

Mały Jasiu, syn Ewy, który był z nami, zagubił się w tym całym tłumie i ogromie fascynujących rzeczy 15 minut przed zamknięciem centrum i nawet ja moim wyczulonym nochalem nie mogłem wywąchać dziesięciolatka.

Na szczęście Jasiek się znalazł w ostatniej chwili, jak pytał ochroniarza, czy wychodzili już tacy państwo z psem.

Dobrze, że młody nie wyszedł na zewnątrz, gdyż ochroniarz zdążył poinformować go robiąc przy tym gest wskazujący na wyjście, że państwo z psem już wyszli.

Ach te dzieciaki.

W sobotę wracaliśmy do domu jak zwykle pociągiem, a potem autobusem.

Wsiadaliśmy na dworcu Warszawa Wschodnia.

Muszę przyznać, że po remoncie dworzec ten wygląda imponująco.

Jest tam wykorzystana faktura bąbelkowa niektórych powierzchni, co pozwala osobom niewidzącym zorientować się gdzie się znajdują.

Oznaczenie jest dużym plusem, lecz małym minusem jest śliska podłoga w hali dworca, na której się ślizgają pazurki jak na lodzie.

No, ale co tam daliśmy radę.

Najgorsze okazało się jednak wsiadanie i wysiadanie z wagonu na perony tego dworca.

Marta wydała mi komendę drzwi i podprowadziłem ją do  drzwi wagonu.

Potem Marta powiedziała, żebym wsiadł, ale ja nie chciałem.

Między peronem a pociągiem była duża przerwa i tak jak zawsze wysokie i strome schodki do pociągu.

Bałem się tego bardzo i zacząłem się wycofywać i piszczeć.

Marta wsiadła sama, ale ja nadal stałem na peronie.

Na szczęście na pociąg odprowadzali nas Monika i Wojtek.

zdesperowana Marta powiedziała, aby oni mnie wstawili do pociągu.

I tak było, ku mojemu przerażeniu wstawili mnie do wagonu.

Marta całą drogę się zamartwiała jak ja wysiądę, ale było ok.

W Toruniu peron wydał mi się lepiej usytuowany względem pociągu i wysiadłem samodzielnie.

Apeluję do projektantów takich miejsc, gdy wykonują projekt danego obiektu, niech pomyślą o tym, że będą z niego korzystać różne osoby, w tym z rozmaitymi niepełnosprawnościami.

Pozdrawiam słonecznie,

Jakub

zdjecie

1 komentarz do “Straszne perony”

  1. Bastian i smok pisze:

    Hejka Marta i Jakubie!
    ja całe szczęście nie mam takich problemów z Rollkiem, ma długie nogi i jest niesamowicie skoczny.
    Dodatkowo uwielbie pociągi, jak idę kładką, i Roll zobaczy jadący w dole pociąg zaczyna machać ogonem i cieszyć się na samą myśl o podróży.
    Powiedzmy taki mały fetysz.
    Jedni lubią dobre jedzenie, inni samochody, a mój Smok ubóstwia wszystkie szynobusy”smile”
    Rollek i sebek.

Odpowiedz

Komentarz: