Opowieść o bezmyślności

Gdy wsiedliśmy do tramwaju,

może w czerwcu albo w maju,

Pewna pani, ja nie kłamię,

wciąż i wciąż patrzyła na mnie

zachwycona – zwykła sprawa

– przystojniaka ze mnie kawał,

lecz że ludzkiej nie znam mowy,

rzekła Asi tymi słowy:

„Proszę pani, jak się cieszę,

że ten piękny mądry piesek

w swoim fachu sobie radzi

i bezpiecznie poprowadzi.

Mam goldenkę, zwierzę śliczne,

uczy się wprost błyskawicznie.

Ja psy szkolę, to nie fraszka,

przewodników, wiem, nie głaskać,

jednak już nie wytrzymałam

i psa pani pogłaskałam”.

„To źle bardzo”, mówi Asia,

„Pies przewodnik się rozprasza

i nie umie się odnaleźć

w miejscu znanym doskonale.

Może, idąc mniej przytomnie

i o schodach też zapomnieć.

Niechaj przeto pani ręce

już nie robią tego więcej,

same ręce, jeśli głowa

ich nie umie pohamować”.

„Tak, rozumiem, sprawa jasna,

lecz czy mogę go pogłaskać”?

„Proszę pani, proszę pani,

cała ta rozmowa na nic,

bowiem marna taka wiedza,

co bezmyślność ją wyprzedza!”

Pozdrawiam Was,

Bryś poeta

3 komentarze do “Opowieść o bezmyślności”

  1. marta+kuba pisze:

    Super, nie to, że przewodnik to jeszcze utalentowany poetycko.

  2. Bastian i smok pisze:

    Bryś Fredro!
    Fantastycznie Bryśku, Smokowi kopara opadła.
    Pozdrawiam.

    • Bryś pisze:

      Dziękuję za gratulacje. Zapewniam Was, że jestem znacznie bardziej przwoity od Fredry. smile
      Pozdrawiam,
      Bryś

Odpowiedz

Komentarz: