Nudzę się…

Z tęsknotą Patrzę na śnieg Za oknem, bo właśnie wróciłem z krótkiego spaceru na balkonie. Wszyscy goście przychodzący do domu są przemarznięci i posypani białym puchem. Przez nasze drzwi balkonowe Rodzina Joli ogląda wielkie śniegowe czapy, które pokazujemy za pomocą Skype’a.

Za to my z Jolą siedzimy sobie w domu,

Właściwie to Jola siedzi, bo ja trochę wychodzę na spacer. Ona na pewno zapomniała, co to znaczy dygotać z zimna na przystanku i jak ja mogę szaleć, skacząc w zaspy śnieżne. Myślę, że fajnie jest w ciepłym domku, ale może Jola tęskni za wspólnymi spacerami. Mam taką nadzieję, bo w sumie podobnie, jak ona, też nie jestem przyzwyczajony do skrajnego lenistwa. Chciałbym teraz, w najgorszym wypadku już zaraz, założyć służbowy garnitur, zwany szorkami i pójść do roboty.

Opowiem Wam, jak do tego doszło, że moja Pani zaszyła się w czterech ścianach. Mianowicie, w ostatnią sobotę nabrała prędkości w korytarzu i nie wymanewrowała odpowiednio na zakręcie. Człowiek widzący też nie miałby szans zachować całych kości przy takim tempie .

I nie nazywajcie mnie, proszę, marudą, kiedy narzekam, że tak to jest, gdy pies spuści Jolę z oka. Mnie nadano imię Redbull, a ona to co?

W tę sobotę o dziewiętnastej smacznie sobie spałem w pontonie. A tu widzę nagle, jak Jola skacze na jednej nodze i piszczy. Potem w niedzielę beze mnie pojechała na ostry dyżur, gdzie zdiagnozowano u niej złamanie palca u nogi. Sporo ludzi wtedy Joli pomagało, między innymi moi weterynarze- Uprzejmi Łosiowie. Nie mówiąc o tym, że wspaniałe osoby troszczyły się też o mnie. Jestem im za to bardzo wdzięczny.

W tym miejscu chciałem podziękować Karinie, Monice i Markowi – studentom AWF za wyprowadzanie mnie do parku. Z tych wspólnych spacerów, pamiętam tylko, jak śmiesznie było, gdy z Moniką i jej kolegą, wczoraj straszyliśmy w godzinę duchów. Natomiast przy Karinie, nabrałem przeświadczenia, że zaraz rzuci mi piłeczkę i kiedy ściągnęła mi kaganiec, podskoczyłem tak wysoko, aż zrobiła ogromne oczy.

Podziękowania kieruję też do Marka, który, żeby mnie wyprowadzić do parku, przejechał niemal pół Warszawy.

Nawiasem mówiąc, nie wiem, dlaczego zawsze trudniej mi opisać sceny, w których nie uczestniczy Jola. Chyba udam się do psychoterapeuty, który może zdiagnozuje luki w mojej pamięci werbalnej.

Jutro i pewnie w następne dni pójdę na spacer z Dominiką.

Dodam jeszcze, że Jola wprawdzie już drugi raz się połamała podczas mojej kariery zawodowej, ale nie przypisuję sobie pod tym względem dużych zasług, ponieważ poprzednio krawężnik stanął jej na drodze, kiedy wystawiła nogę z autobusu podczas wysiadania. A teraz… to już sami wiecie.

Trzymajcie za nas kciuki, żebyśmy szybko wrócili do pracy.

Serdecznie Was pozdrawiam.

Red, który już się nudzi.

Odpowiedz

Komentarz: