Hej wesele!

Autor: Sebastian Grzywacz

Hejka ludziska!
Byłem z Sebkiem i Dorotką na weselisku.
Jak dwoje ludzi się kocha i dogaduje , to podobno idą do kościoła i biorą ślub.
Ja mam nadzieję, że to dotyczy tylko ludzi.
Przeraziłem się trochę, myśląc, że powiedzmy Sebek ze mną taki ślub weźmie.
Wszak kochamy się bezgranicznie, dogadujemy fantastycznie.
Przysnąłem na ślubie i przyśniło mi się, jak ksiądz mówi: „możesz pocałować pannę młodą”, Sebek podnosi welon, a tam moja słodka mordka.
Zawyłem, poderwałem się, otrzepałem i na szczęście obudziłem się przerażony.


Ale od początku.
W piątek zorientowałem się, że coś się święci, Sebek różową koszulę zakupił, garnitur przywdział, chodził tak i pytał czy ładnie wygląda.
Niby nic dziwnego, że pytał, wszak sam nie widzi, ale on pytał mnie!!!
Wszyscy wyjechali, jakieś tam żelazko schowali, biegał, szukał, a po co prasować.
Ja tam futerka nigdy nie prasuję, a wszyscy zachwycają się mą urodą.
W końcu ciocia Ela przyjechała, popatrzyła, pocmokała, pozachwycała się i na koniec wyprasowała wszystko.
Uciekłem na górę do sypialni, kto wie co jej mogło przyjść do głowy.
W sobotę od rana bieganie, kąpanie, pilingowanie, smarowanie, wklepywanie, perfumowanie.
W razie jakby co uciekłem do sypialni, jeszcze tak z rozpędu mnie by ogolił lub co gorsza perfumą popsikał.
Ja tam łaźni, jak na szlachcica przystało zażywam raz w miesiącu.
Zaś zapach to tylko z francuskiego „ Au Naturel” .
Zastanawiało mnie jedno, jak Sebek zamierza dotrzeć na ślub pokonując 200 km. w taki upał, tak ubrany?
Całe szczęście, Dorotka, myśląca istota, poprosiła kolegę Artura, aby zawiózł nas samochodem.
Artur bardzo lubi wszystkie psiaki i był zachwycony moją psią osobą.
Jak dowiedział się, że ja też jadę, wymontował fotel, abym mógł wygodnie leżeć, posłał mi kołdrę, jak królewicz podróżowałem.
Samochód był bardzo duży, panował w nim przyjemny chłodek. Sebek, który wyglądał jak różowa pantera w nowej koszuli, zajął miejsce z tyłu, aby mieć mnie pod ręką, wreszcie wyruszyliśmy po Dorotkę.
Podjechaliśmy do Łomianek.
Wysiadłem, aby przywitać się z Jackiem – Tatą Doroty i szczęka mi opadła.
Idzie Dorotka na jakichś szczudłach, stuka rytmicznie, to i owo faluje.
Różowa, kusa sukienka, zgrabna noga, włos upięty, kolorowe oczy, nie no szczerze, to aż się obśliniłem. Miała nawet zamiast normalnej, białej laski, taką niepokojąco cieniutką, którą później, w rozmowie z jednym z gości, nazwała  „wizytową”, cokolwiek by to oznaczało.

Fotka1 Jacek powiedział Brzydalowi, że jego nieszczęście nie polega na tym, że nie widzi, tylko na tym, iż nie może Dorotki zobaczyć.
Pojechaliśmy, Artur gnał, muzyczka grała, słodko spałem.
Po drodze postój w lesie, na moją toaletę i dalej pod Toruń.
Ładny kościół, tylko bardzo gorąco w nim było. Państwo młodzi związali się przysięgą małżeńską. Wyszliśmy przywitaliśmy się, złożyliśmy życzenia, oczywiście ja też pocałowałem pannę młodą- Izę, w prawdzie tylko w rękę, jednak tradycji stało się za dość. Wręczyliśmy nowożeńcom jakieś małe pudełeczko z kokardką i wróciliśmy do auta.
Fotka 2. Myślałem, że to już koniec, ale nie. Pojechaliśmy z orszakiem weselnym do lasu.
Sądziłem, że tak w lesie będziemy hasać, jednak w lesie był dom weselny i tam wysiedliśmy.
Wchodzimy, patrzę, a tam tłuką szkło, myślę sobie, no ładnie, dwadzieścia minut po przysiędze, a tu już awantura.
Jednak to podobno taka tradycja, goście zaśpiewali „Sto lat”!
Złożyli przysięgę, w której przyrzekali bawić się wybornie do białego rana i pognali do suto zastawionych stołów.
Zaczęły się tańce, swawole, okrzyki, toasty, muzyka grała.
Chciałem jakiś kawałek na łapki przerzucić, ale Sebek nie pozwolił mi.
Często wychodziliśmy do lasu, raz z Sebkiem, a to z Arturem.
Sebek z Dorotką siedzieli tyłem do okna, w ich przypadku i tak nie ma to znaczenia.
W pewnej chwili Kasia, która siedziała naprzeciwko wraz z mężem, powiedziała:
– Wasz Roll jest szczęśliwy, biega w życie i tylko ogon mu wystaje, byłem jak ten „Buszujący w zbożu”. Jak rekin w oceanie, poruszałem się zygzakami i węszyłem za myszami polnymi.
Sebek w nagrodę za zachowanie dał mi takie grubaśne plastry szynki, smaczna była.
Oczywiście, jako gość honorowy miałem sesję zdjęciową z parą młodą.
Ludzie podchodzili do nas i mówili jak pięknie wyglądamy.
Tu muszę jednak dodać, że pięknie to wyglądała Dorotka i ja.
Sebek nic ciekawego, gdyby nie ja zostałby niezauważony.
Były toasty, jeden był wyjątkowo fajny, wodzirej śpiewał miesiące i jeśli ktoś urodził się w danym miesiącu, wstawał i wypijał toast, kiedy doszli do września, wstałem i wzniosłem toast z ociekającego, grubego plastra szyny.
Potem pomyślałem, że fajnie byłoby tak urodzić się w każdym miesiącu.
Dorotka opowiedziała taką historię.
Podczas jednego z wesel, na którym była, zrobiono podobną zabawę, jeden z gości wstawał i wznosił toast do każdego miesiąca, za pewne potem miał problem z artykulacją.
Apropos artykulacji, kiedy stałem z Arturem pod drzwiami pomieszczenia, gdzie Dorotka i Sebek przebierali się, podszedł do mnie jakiś pan.
Sądząc po tym co zaraz powiedział, on też urodził się w każdym miesiącu.
Zapytał:
– Czy to rottweiler?
Artur na to: „Nie, to nie Rottweiler!”
Jegomość upierał się przy swoim.
„Jak to nie Rottweiler, ja mam Rottweilera i wygląda tak samo. To musi być Rotweiler!”

Jak mnie można pomylić z Rottweilerem?!
Sebastiana to i owszem, płaski pysk, opalony, brązowe oczy, Faktycznie, jest trochę podobny, szczególnie gdy się zamyśli.
Ale ja to na pewno nie jestem podobny do Rottweilera, nawet od tyłu pomylić mnie nie można.
Kiedyś Sebka wszechwiedzący znajomy, powiedział:

„ Mam biszkoptowego Labradora i każdy chce go głaskać.”

Wolałbym, aby był czarnym labem, to ludzie tak nie zaczepialiby go.
A to dlatego, że czarny Labrador wedle jego oceny jest jota w jotę jak Rottweiler.
Skąd on ma takie pomysły?
Przeżyłem szok kiedy prowadzący imprezę powiedział:

– A teraz zapraszamy wszystkich, bez wyjątku na „Kaczuchy”!

Skoro wszystkich, to znaczy mnie też.
Oczyma wyobraźni widziałem już te kaczuchy, dobrze wypieczone, tłuściutkie, z jabłkiem.
Ślinka zaczęła mi kapać, wyszedłem spod stołu i jakie było me zdziwienie:
Wszyscy, bez wyjątku, stali i kręcili pupami, wyginali się, podrygiwali.
Pomyślałem, że może coś im zaszkodziło i próbują się wypróżnić.
Potem przez myśl mi przebiegło, że to prąd ich poraził.
Jednak wszyscy byli uśmiechnięci i klaskali.
Za pewne to jakiś taniec godowy.
Sebek z Dorotką tak wymiatali, że obawiałem się o ich zdrowie.
Z tego wszystkiego Brzydal nabrał barw swojej koszuli, jak dla mnie to przesadził z tymi podrygami, co on, wstydu nie ma?
Fotka 3 A Dorotka na tych szczudłach, taka wysoka, Sebek już nie patrzył na nią z góry, tańcowali, kręcili, śpiewali i takie tam inne szaleństwa.

Dziwni ci ludzie, do prawdy, piją jakieś przeźroczyste paskudztwo, po którym okropnie się krzywią i mylą dorodnego Chesapeake’a z jakąś podpalaną bestią, a to wszystko niby za zdrowie młodej pary. Wiem, że płyn ten jest ohydny, bo polizałem go, po tym jak komuś wylał się na podłogę pod stół, pod którym ja polowałem sobie na wielkie ćmy i inne muszki. Fuuuuj! Obrzydlistwo jakieś, gorsze od lekarstw, no ale widocznie wszyscy tam cierpieli na jakieś ogólne zatrucie, skoro własnowolnie to pili i to tak ochoczo.
Po trzeciej w nocy pożegnaliśmy się z młodą parą, gośćmi i pojechaliśmy do domu.
Dorotka opowiedziała jeszcze śmieszną historyjkę, o parze która była kiedyś na weselu.
Nad ranem ocknął się jeden z gości i pyta

„ Gdzie impreza? goście?”

Żona jegomościa popatrzyła na niego z politowaniem, po czym rzekła:

„ Dla Ciebie impreza już się skończyła.”

Mąż na to odparł bełkotliwie:

„ Chyba dla Ciebie.”

Wypowiadając ostatnie słowa został teleportowany do samochodu.
Było fantastycznie, pierwszy raz byłem na takiej zabawie. W sierpniu idziemy ponownie na wesele, prawdopodobnie będzie już z nami Pako, może tym razem jego ktoś pomyli np. z Dobermanem!
Sebek z Dorotką śmieją się, że razem z nami do ołtarza pójdą.
Ja tam na pewno z nikim żenić się nie zamierzam, a i muchy już też nie założę, ledwo moja psychika wróciła do normy po ostatnim.
Ale to już inna historia.

Pozdrawiamy Was jeszcze w szampańskich nastrojach!

10 komentarzy do “Hej wesele!”

  1. klaudia pisze:

    a to by napewno fajnie wyglądałó para młoda z psami idąca do ołtaża hehe

  2. Bastian i smok. pisze:

    Prawdopodobnie byłoby to lepsze niż ślub podczas skoku na spadochronie!
    Para młoda odchodzi od ołtarza i mówi..
    -Naprzód!!!
    I tak przez życie.
    Pomijając romantyzm.
    Klaudio, bosko jest mieć psiaka!
    Wolność, radość, chce się żyć i iść naprzód!!!
    Sebek i żółtooki.

  3. klaudia pisze:

    Wymyśliłam jeszcze jedno niedosyć że psiaki by szły z wami może niosły by wam obrączki hehe a tak na marginesie ja w przyszłości chciała bym mieć rakiego psiaka

  4. Bastian i smok pisze:

    Klaudio, to trzeba realizować swoje pragnienia.
    Sebek

  5. klaudia pisze:

    Troszkę daleko a poza tym jestem za młoda

    • Joanna Witkowska pisze:

      Dla zayskania takiego przyjaciela warto pokonać nawet największą odległość smile, a tak dla ścisłości, to psy dajemy osobom, któr ukończyły 18 lat.
      Pozdrawiamy brylantowo

  6. Bastian i smok pisze:

    Oj warto, warto!
    Ja dla swojego smoka, boso do Kalkuty mógłbym poszurać!!!
    Sebek.

  7. klaudia pisze:

    że warto to nie ulega wątpliwości ale ja niestety dopiero 17 w listopadzie będę mieć, a odległość too się przeskoczy
    pozdrawiam klaudia

  8. Bastian i smok pisze:

    Tak naprawdę, człowiek ma tyle lat na ile się czuje!
    Ja na ten przykład rok temu skończyłem 18 lat.
    Mało ważne, że to było drugie 18 lat w moim życiu.
    Ale niech to zostanie naszą tajemnicą!
    Sebek.

Odpowiedz

Komentarz: