My z Brysiem nie pracujemy jeszcze, ponieważ dopiero się szkolimy. Coraz lepiej się rozumiemy i obydwoje robimy postępy.
Na ostatnich zajęciach przydarzyła nam się zabawna historia. Schodzimy sobie do metra, nie pomnę do której stacji, ale to nieważne. Ważne jest to, że tłum się kłębił, a my szliśmy. Powoli, jak zwykle my, więc żeby było ciut szybciej, lekko poganiałam Brysia komendą „Naprzód, naprzód, naprzód”. Wtem słyszę miły głos młodego chłopaka: „Słucham?”
„Nie, nie, to nie do Pana, ja do psa mówię.” Roześmiałam się.
„Czy może Pani jakoś pomóc?”
„Nie, dziękuję.”
Długo się z tego śmiałam.